Do ośrodka takich w Bukwałdzie, który prowadzi dla ptaków Ewa Rumińska, najczęściej trafiają te, które wpadały na druty linii energetycznych, uderzyły w ekrany dźwiękochłonne przy drogach czy przeszklone ściany budynków. Dużo jest ofiar wypadków samochodowych. Te, które przeżyły, poranione, dzięki wrażliwym ludziom trafiają do „ptasiego szpitala” w mają szansę na leczenie i dalsze życie.

 

 Ptasi szpital to zadaszone drewniane woliery. Swobodnie po wybiegu stąpają bociany. Zawsze jest ich tu najwięcej. Wiele z nich ma widoczne kalectwo: połamane skrzydła, czasami nogi.

‑ Nawet sobie nie zdawałam sprawy, że problem jest aż tak duży, że ludzie znajdują dzikie ptaki, a nie ma kogoś, kto by miał się nimi zająć – opowiada Ewa Rumińska. ‑ Mnóstwo tych ptaków trafiało do mnie na uczelnię, do Katedry Chorób Ptaków w Kortowie.

Kiedy Ewa Rumińska szukała odpowiedniego miejsca na „ptasi szpital”, znajomi podpowiedzieli jej, że w Bukwałdzie jest do sprzedania gospodarstwo. I tak się zaczęło. Zwierzyniec działa od 2004 roku. Od razu zapełnił się ptakami wymagającymi lekarskiej pomocy. Wkrótce zarejestrowany został jako Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich. Po dwóch latach wiadomo było, że musi powstać fundacja. Swoją nazwę wzięła od Albatrosa, ptaka słynącego z największej rozpiętości skrzydeł na świecie.Najwięcej w ośrodku jest zawsze bocianów, dużo gołębi. Leczone są ptaki niemal wszystkich gatunków, z którymi spotykamy się na co dzień. Ale też są należące do gatunków zagrożonych, rzadkich, takich jak sowa błotna, orlik krzykliwy czy rybołów. To są gatunki, których populacje liczy się na palcach rąk. Dlatego warto i trzeba walczyć nie tylko o samo życie przedstawiciela takiego gatunku, ale również o niego jako nosiciela puli genowej, żeby bezpowrotnie nie przepadła. Rocznie ośrodek w Bukwałdzie przyjmuje około 500 ptasich pacjentów. Przez ponad 10 lat przewinęły się tu ich tysiące.. ‑ Najczęściej naszymi pacjentami są ptaki, które mają jakieś złamania, są osłabione – mówi Ewa Rumińska. – Trafia do nas mnóstwo podlotów, czyli takich ptasich nastolatków, które dopiero co wyszły z gniazda i jeszcze nie umieją sobie poradzić w znajdowaniu pożywienia. To jest czas ogromnych strat wśród młodych ptaków. Ludzie znajdują takie podloty i w obawie przed jeżdżącymi samochodami czy polującymi kotami przywożą je do nas. Teoretycznie te ptaki powinny pozostać w swoim środowisku, bo są zdrowe i te wszystkie zagrożenia mają tam na nie czekać. Ale skoro trafiają do ośrodka, to trzeba je odchować do wieku dorosłego. Najlepiej, gdy można to robić w ptasich grupach odpowiednich dla danego gatunku. Mają wtedy szansę na rozwinięcie zachowań społecznych. Bo młody ptak wychowany przez ludzi nie poradzi sobie potem w dzikiej przyrodzie.W Bukwałdzie obok ośrodka rozwija się Ptasia Akademia, przeznaczona dla ptaków, które nie mogą odzyskać wolności ze względu na swoje kalectwo. Przychodzą tu grupy przedszkolaków, uczniów, przyjeżdżają rodziny i turyści. Każdy może przyjść,pomóc w drobnych pracach.

‑ Staramy się promować formę pomocy polegającą na wirtualnej adopcji naszych ptaków – mówi Ewa Rumińska. ‑ Na przykład nasz łabędź Leda ma zastępczych rodziców, którzy zobowiązali się na nią łożyć co miesiąc alimenty w określonej wysokości. Mamy osoby, które systematycznie przeznaczają na naszych pacjentów od 10 do 50 zł i to jest dla nas szczególnie cenne. Ponad 10 procent budżetu „ptasiego szpitala” stanowią wpływy z odpisu 1% od podatków na cele pożytku publicznego

  Miesięcznie na funkcjonowanie ośrodka potrzeba 10 000 zł. Gdy brakuje pieniędzy, fundacja bierze kredyty. Na utrzymaniu jest ponad setka ptaków. Większość z nich potrzebuje opieki weterynaryjnej, jedzenia, codziennej obsługi. Na etacie w ośrodku pracują 2 osoby. W sezonie letnim od piątej rano karmione są maluchy. Mięsem, mieszankami zastępczymi, owadami. – Wszystko to kupujemy – mówi Ewa Rumińska. ‑ Mamy swoją hodowlę mączników, ale to jest wciąż za mało. Trzeba kupować leki. Zużywamy prąd, wodę. Robimy inwestycje. Wciąż dobudowujemy nowe woliery. Główne wsparcie mamy od Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie. Łatwiej zdobyć pieniądze na inwestycje niż na samo codzienne utrzymanie ośrodka ‑ dodaje.

Plany na przyszłość – rozbudowa ośrodka i lecznicy. Fundacja Albatros potrzebuje więcej przestrzeni, gdzie będą mogły się odbywać szkolenia wolontariuszy. Potrzeba nowych wolier do rehabilitacji, bo w sezonie brakuje miejsc. Konieczne jest też solidne ogrodzenie terenu, chroniące ptasich pensjonariuszy przed lisami i kunami Ulubieni pensjonariusze ośrodka? Gwiazdą jest kruk Baśka. Gada męskim głosem, ale jego płci nikt nie sprawdzał. Gdy się odzywa, wymawia najczęściej imię Basia. Musiał zapewne często je słyszeć. Do Bukwałdu trafił z Brodnicy. Żebrał na jedzenie na ulicy. W obawie przed psami czy samochodami jakiś rozsądny człowiek postanowił zawieźć go tam, gdzie będzie bezpieczny. Kruk nie ma fragmentu dzioba i jest na tyle oswojony że nie poradziłby sobie na wolności. Stwarza też zagrożeniem, prezentując czarne poczucie humoru ‑ potrafi wskoczyć komuś na plecy czy głowę, uważając to za dobrą zabawę

Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich

Bukwałd 45a

11-001 Dywity

Tel. 664 173 828, 664 950 458 

WWW.albtros.pl